Uniwersytet Warszawski jako jedna z pierwszych instytucji wprowadził nakaz pracy w domu dla wykładowców i studentów. Przestawiając się na pracę zdalną, radząc sobie z tą trudną, bezprecedensową sytuacją, mamy szansę wyposażyć naszych studentów i doktorantów w kompetencje, które są niezbędne na cyfryzującym się rynku pracy.
dr hab. Katarzyna Śledziewska, prof. UW, Dyrektor Zarządzająca DELab UW
dr hab. Renata Włoch, prof. UW, Koordynatorka DELab UW
Jak akademia radzi sobie w czasach kwarantanny
W zeszły poniedziałek zespół DELab UW – któremu, nie krygujmy się, kompetencji cyfrowych nie brakuje – odbył pierwsze całkowicie zdalne spotkanie. Łatwo nie było – po kolei przechodziliśmy od jednego narzędzia do drugiego. A to nie działał głos, a to ktoś nie mógł się podłączyć, a to kogoś wyrzucało z transmisji. Po grudzie, w końcu wypracowaliśmy podstawowy standard spotkań i lepiej oswoiliśmy jedno z powszechnie dostępnych narzędzi. Kupiliśmy też parę mikrofonów, żebyśmy się lepiej słyszeli. Doszlifowaliśmy netykietę spotkań – kto moderuje, kto kiedy się odzywa, kto i kiedy się wycisza, jak ustawić kolejkę wypowiedzi.
W DELabie jesteśmy w o tyle wygodnej sytuacji, że pewne aspekty pracy akademickiej bez problemu można realizować zdalnie. Od dawna trenowaliśmy umiejętności wspólnego pisania tekstów na odległość, również z badaczami z zagranicy w ramach realizowanych przez nas projektów międzynarodowych. To samo dotyczyło zdalnej komunikacji. Nie ma co spodziewać się jednak, że okres kwarantanny zaowocuje dziesiątkami tekstów naukowych. W tym momencie przytłoczyły nas czasowo obowiązki dydaktyczne. Część z nas miała już spore doświadczenie w prowadzeniu zajęć e-learningowych i posługiwaniu się rozmaitymi formatami zajęć, ale teraz musieliśmy przećwiczyć przerzucenie wszystkich naszych zajęć do sieci.
Zgodnie z radami kolegów, staramy się pamiętać, by nie próbować zrobić w 3 dni idealnego kursu, którego porządne przygotowanie zajmuje pół roku. Wszyscy mamy świadomość, że działamy na erzacach. Dopiero co skończyła się sesja poprawkowa, więc mieliśmy też okazję przeprowadzić ustne egzaminy za pośrednictwem WhatsAppa – sytuacja interakcyjnie niezręczna dla obydwu stron. Sami studenci po krótkim stuporze rzucili się do pisania mejli, czatów, wiadomości; co naturalne, traktują kontakt z nami terapeutycznie. Spora część z nich wyjechała do domu i łakną jakiegokolwiek kontaktu z uczelnią. Starają się też rzetelnie pracować – chwała im za to – poważnie traktując nakaz #zostanwdomu. Działania dydaktyczne i badawcze ułatwia wsparcie ze strony bibliotek, które oferują dostarczanie skanów tekstów i przypominają o dostępie do zasobów elektronicznych. Niektóre wydawnictwa i repozytoria zaczynają udostępniać swoje zasoby, za które dotychczas trzeba było słono płacić.
Błyskawicznie zmodyfikowaliśmy plany badawcze. Kilka dopiero co skończonych raportów na temat rozmaitych wymiarów cyfryzacji musimy przepisać od nowa – obecna sytuacja nakłada na opisane zjawiska zupełnie nową warstwę wydarzeń i procesów. Zresztą to, co dzieje się obecnie, jest najciekawszym z możliwych laboratoriów badawczych. Niektórzy nasi koledzy zmienili tematy seminariów badawczych i angażują studentów w zbieranie materiałów na temat zmieniających się praktyki życia codziennego w warunkach kwarantanny. Nie możemy wprawdzie korzystać z części tradycyjnych narzędzi pracy socjologa, takich jak wywiady bezpośrednie – ale szybko uczymy się nowych metod badawczych. Wywiady można w końcu przeprowadzać zdalnie (choć ma to swoje ograniczenia). Umiejętności prowadzenia badań netograficznych – przydatne jak nigdy dotąd.
Ekonomiści starają się przyglądać uważnie sytuacji na rynkach, zwłaszcza w kontekście zamierania międzynarodowej współpracy gospodarczej, mobilności międzynarodowej i powrotu do państwowego protekcjonizmu. Ci z nas, którzy zajmowali się globalizacją, przypatrują się rzeczywistości, w której rządy narodowe i organizacje międzynarodowe próbują walczyć z niewidocznym rozproszonym, przenoszącym się po sieciach społecznych ryzykiem za pośrednictwem kordonów sanitarnych i całościowej kwarantanny społeczeństwa. Dla nas w DELabie fascynujące i przerażające jest obserwowanie drgań tej cienkiej, ale przenikającej wszystkie wymiary życia gospodarki cyfrowej i podtrzymującej ją infrastruktury, która okazuje się tak krytyczna dla funkcjonowania chociażby systemu edukacji. Faktycznie, żyjemy w ciekawych czasach.
W wymiarze organizacyjnym Uniwersytet jak dotąd staje na wysokości zadania. Większość biur wydziałowych i centralnych pracuje w systemie pracy zdalnej. Dokumenty zaczęły krążyć elektronicznie, co do niedawna wydawało się niemożliwe. Wypracowywane są standardy zdalnej pracy poszczególnych rad (wydziału i dyscyplin). To naturalnie rozwiązania tymczasowe, ale można mieć nadzieję, przecierające ścieżki dla wprowadzenia rozwiązań, które i w przyszłości ułatwią procedowanie wielu spraw.
Co się zmieni w pracy akademickiej, gdy wrócimy do „normalności” – jakie szanse daje nam obecny kryzys?
Mamy do czynienia z przyśpieszoną transformacją cyfrową uczelni. W naszym raporcie o „Kompetencjach przyszłości” (2019) przedstawiliśmy dość ponurą diagnozę ucyfrowienia polskich uniwersytetów: polscy studenci bez ogródek przyznawali, że kompetencji cyfrowych, społecznych i poznawczych kluczowych na cyfryzującym się rynku pracy nie nabywają na swoich uczelniach. Jednym ze zidentyfikowanych przez nas problemów był brak kompetencji cyfrowych u wykładowców, którzy sami nie potrafili lub nie chcieli wykorzystywać narzędzi cyfrowych. Nic więc dziwnego, że nie potrafili uczyć studentów pracy z nimi. Jesteśmy na początku drogi, ale teraz mamy do czynienia z sytuacją, w której kompetencje przyszłości są bardziej potrzebne niż kiedykolwiek indziej.
Kilka ciekawych obserwacji z pola transformacji cyfrowej na uniwersytecie, która dzieje się już:
- Na Uniwersytecie Warszawskim e-learning wprowadzamy od ponad dwóch dekad. Teraz próbujemy jako instytucja przerzucić zajęcia dla ponad 50 tys. studentów online. Gdzieniegdzie idzie to lepiej, gdzie indziej trudniej. W Instytucie Socjologii UW niemal wszyscy wykładowcy przerzucają swoje zajęcia do sieci. Powstała wewnętrzna grupa wsparcia technicznego i wymiany doświadczeń dla wykładowców. Prowadzący korzystają przy tym z różnych narzędzi (socjologom trudno jest narzucić standaryzację). W miarę jak uczymy się ich obsługi i oswajamy je w kontakcie ze studentem, porzucamy też bez żalu fetyszyzm technologiczny. Narzędzie to tylko narzędzie: w procesie nauczania ważna jest struktura, wzajemna komunikacja i efektywność pracy, innymi słowy, próba osiągnięcia efektów kształcenia zapisanych w sylabusach. Większości programów do prowadzenia zajęć online można się nauczyć w parę dni, jeśli nie godzin; ich obsługa jest zazwyczaj intuicyjna, ich interfejsy proste. Po pewnym czasie nawet zaawansowane narzędzia do pracy zdalnej i komunikacji okazują się przyjazne. Kompetencje cyfrowe to żadna magia – to tylko i aż te kompetencje, które pozwalają nam efektywnie używać sprzętu i oprogramowania do rozwiązywania problemów, zdobywania informacji, organizacji pracy dydaktycznej i projektowej oraz dzielenia się wiedzą.
- I tu okazuje się, że kompetencje cyfrowe, które w wielu podejściach metodologicznych, również tych stosowanych w rankingu DESI są utożsamiane z umiejętnościami korzystania z internetu i oprogramowania – o czym w DELabie pisaliśmy od pewnego czasu – to tylko pierwszy, choć niezbędny krok do transformacji cyfrowej. Kluczowe znaczenie mają pozostałe kompetencje wskazywane jako kompetencje przyszłości, które niekiedy były lekko zbywane jako ładne, ideologiczne wypełniacze kolorowych diagramów. Tymczasem obecny kryzys jasno pokazuje, jak ważne są kompetencje poznawcze i społeczne, które pomogą nam jako zespołom projektowym i naszym studentom radzić sobie w niecodziennych sytuacjach.
- Na pierwszy plan wysuwają się kompetencje społeczne dotyczące pracy zespołowej i projektowej, w tym umiejętność rozdzielania, wykonywania i egzekwowania efektów wykonywanych zadań. Jeszcze większego znaczenia niż dotąd nabierają kompetencje komunikacyjne, przede wszystkim po stronie osób zarządzających poszczególnymi procesami dydaktycznymi i badawczymi, ale i po stronie osób uczestniczących w tych procesach. W nowych warunkach uczymy się słuchać i mówić. Nagle też okazuje się, jak dużą wartość w warunkach przyśpieszonej zmiany ma inteligencja emocjonalna i bardziej ogólnie empatia, uwrażliwiająca nas na osoby, które doświadczają trudności w dostosowaniu się i funkcjonowaniu w sytuacji kryzysu.
- Wśród kompetencji poznawczych na czoło wysuwa się elastyczność poznawcza, o której pisaliśmy dotąd w kontekście reakcji na przyśpieszone zmiany niesione przez czwartą rewolucję technologiczną. Umiejętność uczenia się nowych rzeczy w nowy sposób, zapośredniczony przez technologię, umiejętność odnajdywania się w nietypowych sytuacjach, kreatywna umiejętność osiągania celu inną drogą i za pomocą innych narzędzi – wszystko to przydaje się jak nigdy dotąd. Elastyczność poznawcza jest też ważna w warunkach rozkładu dotychczasowej struktury czasu i konieczności wdrożenia innej dyscypliny pracy, zachowywania higieny cyfrowej i zdrowego rozdziału między zadaniami zawodowymi i edukacyjnymi a życiem prywatnym.
Na koniec sprawa pozornie banalna, faktycznie najważniejsza, z kategorii skrzeczącej rzeczywistości: przejście na tryb zdalny jest uzależnione od infrastruktury, i to w kilku wymiarach. Po pierwsze, potrzebny jest sprzęt. W świecie akademickim dość powszechne jest przerzucanie na pracownika kosztów sprzętu, który teraz nagle okazuje się niezbędny do realizacji naszych obowiązków służbowych (a tak naprawdę był już przecież niezbędny wcześniej), co pogłębiło się w sytuacji, gdy nie mamy dostępu do komputerów stacjonarnych w naszych instytutach. To samo dotyczy naszych studentów – pewna ich liczba nie ma dostępu do własnego sprzętu lub szybkiego łącza internetowego i nie będzie mogło w pełni uczestniczyć w zdalnej edukacji. Wykluczenie cyfrowe przybiera bardzo realny wymiar. Po drugie, dostęp do bezpłatnego oprogramowania, najlepiej w miarę wystandaryzowanego, żeby wysiłek uczenia się nowych funkcjonalności nie przesłaniał innych zadań, i dla nas, i dla naszych studentów. I po trzecie, systemy cyberbezpieczeństwa, które umożliwiają cały ten wielki wysiłek zdalnej pracy, muszą być solidne i odporne na ataki.
Funkcjonowanie w kryzysowych warunkach pandemii zmieni uniwersytet i pchnie go silniej na tory transformacji cyfrowej. Oswoimy i przyswoimy e-learning. I to ten aktywny, oparty na kontakcie ze studentem i efektywnym monitorowaniu efektów kształcenia. Zdalny kontakt nie zastąpi niektórych elementów żywego procesu dydaktycznego, ale przyszłością edukacji jest łączenie różnych form i kanałów edukacyjnych (blended learning). Oswajanie e-learningu to nie tylko przyzwyczajenie się do obsługi oprogramowania, ale też do nowych form interakcyjnych. Teraz spora część z nas uczy się pokonywać swoiste zażenowanie podczas transmisji na YouTube czy rozmowy z magistrantem na Skype, uczymy się netykiety, uczymy się „zarządzać” swoją twarzą i głosem w trakcie tych kontaktów. Przekraczamy jedną z najważniejszych barier zdalnego nauczania – uczestniczymy w masowym wypracowywaniu nowych praktyk społecznych. W dodatku przestawienie na uczenie mieszane lub wyłącznie zdalne ma niezwykle ważny wymiar włączający – staje się ono znacznie bardziej dostępne dla studentów z niepełnosprawnościami, dla osób pracujących lub tych, które ze względów ekonomicznych nie mogą sobie pozwolić na studiowanie w dużych ośrodkach akademickich. W ogniu tego kryzysu edukacja akademicka ma szansę przestawić się na kształtowanie tych kompetencji, które realnie liczą się na cyfryzującym się rynku pracy.